poniedziałek, 21 września 2015

Im krócej tym lepiej

Z niejaką trudnościa przychodzi mi przegryzanie się przez kolejny tom "Pomnika Cesarzowej Achai" Andrzeja Ziemiańskiego. A ostrzegali mnie, nie daj się zwieść, nie dotykaj, omijaj. Wiedziony ciekawością nie posłuchałem, a teraz z chorego poczucia obowiązku nie mogę przestać.

Nie wiem, może po prostu niepamiętam co takiego zwróciło moją uwagę w pierwszych Achajach ale miałem wrażenie, że tamte książki nawet mi się podobały (chociaż bez fajerwerków). Może chodziło tylko o bezwstydne opisywanie fantazji seksualnych autora (takie tam porno), a może o w gruncie rzeczy dość interesująco poprowadzony wątek przygodowo-polityczny? W każdym razie, w "pomniku" jedynym rozpasaniem, jest niepowystrzymana przez żadnego korektora długość nic nie wnoszących dialogów. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że skondensowanie treści wydaje się ponad miarę rozciągnięte przez kolejne strony powieści, a zamiast czteroksiągu wystarczyłaby jedna acz gruba kniga.

Ale do rzeczy. Pan Ziemiański przypomniał mi tym samym o jednej ważnej zasadzie, której nauczyłem się dawno temu - więcej treści, a mniej formy. Forma ma oczywiście znaczenie, ale jakoś nie dałem się uwieść "Ulissesowi" Joyce'a. Ot, co działa w krótkiej strukturze, czy nawet wierszu, a nie działa moim zdaniem w powieściach.

Jednym z najlepszych narzędzi do nauki umiejętności zwięzłego pisania jest krótka forma literacka, zwana z angielska drabblem. Taki tam, fandomowski wymysł lat osiemdziesiątych. Chodzi po prostu o to, aby całe opowiadanie zmieścić w 100 słowach. Genialne ćwiczenie! Zresztą, poziom trudności można dozować. Dla prawdziwych łamaczy piór wyzwaniem będzie dopiero dribble (50 słów), z kolei mniej wprawni mogą wybrać komfortową formę droubble'a (200 słów). Uwaga, nie liczymy znaków interpunkcyjnych i tytułu.

A co powinno mieć w sobie takie opowiadanie? Jak najwięcej, może kilku bohaterów, wesołość, może nieco refleksji albo smutku. Powinno nieść ze sobą jakąś wartość, która zostanie z czytelnikiem chociaż na chwilę. Bo jak inaczej dotrzeć do odbiorcy?

Poniżej przykład (i jest to światowa premierad rabla, którego napisałem parę lat temu w ramach ćwiczeń):

„Popiół i sól”

Kontuar uginał się od wypełnionych trunkami naczyń. Płonęły kolorowo.



- Za Persję. - rzucił Ahura-Mazda wychylając puchar bez dmuchania.

- Za Ranów! - krzyknęły jednocześnie cztery głowy Świętowita, wypijając cztery kufle bimbru, a żadna się nie skrzywiła.

- Helladę... - burknął znad amfory ambrozji, pijący na kredyt Zeus.

- Mem..mezopopotamnię... - wybełkotał Anu, drzemiąc na przypalającej mu brodę czarce.

- Za Tolteków. – westchnął Quetzalcoatl zdmuchując płomień.


- Dość tego! - przerwał karczmarz wskazując zabrudzoną podłogę – Zabierajcie krokodyla i pająka, a później won.
- Jezusa byś nie wyrzucił monoteisto... – odgryzła się nikomu nieznana, tęga baba.


Wstawał nowy świt.



Fantastyka nie jest tutaj żadnym wyznacznikiem. Może to być zarówno fikcja jak i każdy inny gatunek. Pisanie na temat, z sensem i z planem, dotyczyć powinno wszystkich rzucanych na papier czy e-dokument słów :)

Na zakończenie życzę wszystkim, mniejszej dozy grafomanii w codziennym życiu, a sobie, żeby jej nieświadomie nie dostarczać.