wtorek, 26 listopada 2013

Nowy mężczyzna - felieton

Dzisiaj z zupełnie innej beczki. Trochę o sobie samym, czyli o facecie. Nowej roli w społeczeństwie. A może raczej o zagubieniu. Enjoy.

***

Thorgal, to jest gość!


Nowy mężczyzna


Kim jest mężczyzna? Jaki powinien być? W czasach rozszalałej redefinicji pojęć nawet ociekający testosteronem, przypakowany samiec, może się poczuć nieco zagubiony. Może się przecież okazać, że jego wybujały maczoizm to nic innego jak głęboko ukryta potrzeba oglądania męskich, spoconych ciał oraz niezapomniane chwile spędzone pod wspólnym prysznicem. Zresztą to nic nowego i nikogo by to nie zdziwiło. Sedno problemu leży gdzie indziej. Stare definicje poległy. Pora na nową. Spróbujmy jej poszukać.

W tradycyjnym pojęciu, czy to męskim czy żeńskim, mężczyzna to chłop na schwał. Odpowiedzialny i silny, zapewniający byt rodzinie. Czyli dobrze ułożonej żony z gromadką rumianych dzieci tulących się do jego dumnie wypiętej piersi, gdy styrany ciężką, fizyczną pracą wraca do domu. To facet, na którym można polegać. Dający poczucie bezpieczeństwa, majątkowego i fizycznego. Taki co to tubalnym śmiechem napawa radością gołębie serce swej małżonki, gdy beztrosko, gołą dłonią rąbie drwa na opał. Niechybnie by ogrzać swą ukochaną rodzinę ciepłem domowego ogniska.

Oczywiście, wiadomym jest, że w najskrytszych marzeniach niewieścich (aktualnych najczęściej tylko do 'pierwszego razu', po którym to wszelkie złudzenia walą się jak szklane wieże wszystkich księżniczek) absolutnym numerem jeden pozostaje pan Książę na białym rumaku, co życia nie widzi poza namiętnym spoufalaniem się ze wszelkiego rodzaju kopciuchami. Gdy jednak opadną blichtr i szpan, okazuje się, że chodzi o to samo. O poczucie bezpieczeństwa. A pięknego księcia tylko to różni od szczerego kmiecia, że pieniądze swoje ma od króla i sam raczej specjalnie chętny do roboty nie jest. Dlatego niedoszłe księżniczki, gdy przejrzą na oczy, albo, walą prosto do starego - prawdziwego źródła dostatku, albo tracąc złudzenia wybierają tego zwyklejszego chłopa, na którym przynajmniej można polegać.

Z biegiem lat, okazuje się, że najważniejsze, to żeby pracował i regularnie przynosił wypłatę do domu. Zanim przepije. No, a jak już pije (chociaż może nie tak bardzo), to żeby przynajmniej nie bił (przecież mógłby mocniej). No, a jak już bije, to żeby nie zdradzał (za często).

Marny wybór. Nierób albo pijak.

I dlatego właśnie, najpierw pojedynczo i jakby nieśmiało, a później już tłumnie i głośno, nasza tradycyjna kobieta się sfeminizowała. Odrzuciła kajdany męskiego upodlenia, brudnych pieluch i woni wiecznie gotujących się obiadków. Bo skoro nie można polegać na mężczyźnie, trzeba polegać na sobie!
Jest w tym żelazna logika ale i konsekwencja. Kobieta zdobywa doświadczenie i ciężko pracuje, bo przecież proces ten trwa nieustannie. Staje się samowystarczalna. W zasadzie, mężczyzna potrzebny jest już tylko do jednego, wiadomo czego, a i to nie zawsze. Po cóż więc nam oni? Pyta dumna femina.

No i mężczyzna znalazł się w kropce. Cóż miał począć? I to nawet nie chodzi o tych, którzy już zostali tymi pijakami, książętami i może maminsynkami. O nie. Oni swoją drogę wybrali i znaleźli miejsce na rynku matrymonialnym. Co mają począć ci, którzy jeszcze siebie szukają? Dorastający, a może zwyczajnie poszukujący.
Część, w niewyobrażalnym zagubieniu wyniesionym z promującej nijakość szkoły, utraciła swoją tożsamość. Część stała się metroseksualna, zniewieściała nawet. Skoro to kobiety stały się silne i odpowiedzialne - to przecież takie wzorce należy naśladować, wręcz się ukobiecać! A może to tylko wybieg, ucieczka od tych zdecydowanych i brutalnych feministek? Jak w „Seksmisji” Machulskiego, mężczyzna tylko wtapiając się w tłum i upodabniając do kobiety, wkładając spódnicę i malując oko może przeżyć, znaleźć swą małą, bezpieczną przystań.

Ale natura nie znosi próżni, powoli wypełniając wszelkie zagłębienia niczym rzadki kisiel wlany w dudy (czy coś innego, workowatego z odgałęzieniami? A nieważne!).

I tak wśród narzekań na zanik męskości, cichego łkania zalęknionych chłopców i huku uderzeń młotów wykuwających nową kobietę, coś się zaczęło dziać. Ktoś tam mówił coś o retroseksualizmie. Że niby to taki facet co to śmieci wyniesie i frytki usmaży. Nie lubi różowego i rzadziej się goli. Ja to widzę inaczej. Trzeba iść jeszcze dalej. Uważam, że powstał Mężczyzna Oświecony. Zjawił się cicho i niespodzianie. Przemierzając społeczeństwo niczym pielgrzym niosący dobrą nowinę. Jak mesjasz, który naucza i niesie
pocieszenie upadłym braciom. Sama jego obecność onieśmiela i dodaje sił uciśnionym współpłciowcom, a w kobietach roznieca ogień atawistycznego pożądania jakiego dawno nie czuły. Nowy mężczyzna jest silny już zupełnie inaczej, niż chłop rąbiący drwa i majętny inaczej, niż książę z trzosem wypchanym tatusinym złotem. Poszukuje też czego
innego, bo sięga wzrokiem dalej niż jego antenaci.

Przede wszystkim jest zupełnie samowystarczalny. Świetnie gotuje (bywa, że lepiej niż partnerka), z wprawą pierze i prasuje (nawet z czarnym osobno), sprząta po sobie (a jak mu się chce, to opuści deskę), zmywa naczynia (wcale nie chodzi o przycisk 'on' na zmywarce). Potrafi coś w domu naprawić, ale i zacerować koszulę, a później upiec ciasto. Dobrze się ubiera i ładnie pachnie. Nie jest sadystą i nie pije na umór. Szanuje kobiety, zupełnie nie różnicując płci. Ma silne przekonania i nie boi się ich wyrażać. Pracuje, rozwija się twórczo. Zarabia i inwestuje w to co kocha, a często ma wiele pasji. Jest oczytany. Ma szerokie spojrzenie na świat i z radością uczy się czegoś nowego. Podróżuje. Uprawia sport. Kobiety pociągają go wielce i generalnie, bardzo chciałby stworzyć rodzinę, bo z dziećmi też sobie radzi (i na konsoli będzie z kim pograć), ale...

No właśnie. Blady strach padł na kobiety wszystkich stanów. No bo jak to tak? Nie potrzebuje kury domowej bo sam się nakarmi. Podobnie sprzątaczki. Matki dzieciom? Świetnie sam potrafiłby pełnić tę funkcję (no może poza karmieniem piersią). To może słodką lalkę? Kochanek może mieć na pęczki – zresztą często miewa. Tyle, że on chciałby też móc porozmawiać o kulturze, sztuce, polityce, a nie tylko dmuchać i dmuchać. No to może majętną panią, która go utrzyma? Ach, ale przecież sam zarabia na wszystko, a w dodatku praca dostarcza mu satysfakcji. Po prostu nie ma mocnych. Och, my biedne, czym tu teraz imponować? Jak zwrócić uwagę? Jak go sobą zainteresować?

A tam! Zakrzykną z politowaniem feministki. Przecież to my same, już dawno, właśnie tak, więc o co tyle hałasu? Wielkie mi mecyje. Po czym odwrócą się na piętach, z zadartymi noskami kłującymi w niebo, powrócą do dalszego wyzwalania kobiecego świata z męskich okowów.

I tak właśnie skomląc, a nie z hukiem, wolniutko wali się stary porządek. Parafrazując klasyka. Kruszą go wyzwolone kobiety i opuszczają go oświeceni mężczyźni.

Pozostaje mieć nadzieję, że Nowy Mężczyzna i Nowa Kobieta, stojący do siebie plecami, w końcu odwrócą się. A spojrzawszy sobie w oczy, dostrzegą tą jedną rzecz, której naprawdę sami nie są w stanie stworzyć, a za którą tęsknią po nocach.

Partnerstwa. Nie związku niewolnicy z panem, nie utrzymanki ze sponsorem, nie maminsynka z matroną i nie tysiąca innych zależności opartych na tym, że ktoś jest panem, a ktoś musi być sługą, ale partnerstwa absolutnego.

Dopiero teraz, po raz pierwszy w dziejach na tak szeroką skalę - kobieta może stać się jednością z mężczyzną. Całkowicie.

No chyba, żeby jednak nie. Bo on za niski, a ona ma krzywe nogi. To przecież tylko możliwość dotknięcia absolutu, a nie obietnica z gwarancją powodzenia. Mimo wszystko, może warto spróbować?
source: www.freedigitalphotos.net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz