Dzisiaj z zupełnie innej beczki. Trochę o sobie samym, czyli o facecie. Nowej roli w społeczeństwie. A może raczej o zagubieniu. Enjoy.
***
|
Thorgal, to jest gość! |
Nowy
mężczyzna
Kim
jest mężczyzna? Jaki powinien być? W czasach rozszalałej
redefinicji pojęć nawet ociekający testosteronem, przypakowany
samiec, może się poczuć nieco zagubiony. Może się przecież
okazać, że jego wybujały maczoizm to nic innego jak głęboko
ukryta potrzeba oglądania męskich, spoconych ciał oraz
niezapomniane chwile spędzone pod wspólnym prysznicem. Zresztą to
nic nowego i nikogo by to nie zdziwiło. Sedno problemu leży gdzie
indziej. Stare definicje poległy. Pora na nową. Spróbujmy jej
poszukać.
W
tradycyjnym pojęciu, czy to męskim czy żeńskim, mężczyzna to
chłop na schwał. Odpowiedzialny i silny, zapewniający byt
rodzinie. Czyli dobrze ułożonej żony z gromadką rumianych dzieci
tulących się do jego dumnie wypiętej piersi, gdy styrany ciężką,
fizyczną pracą wraca do domu. To facet, na którym można polegać.
Dający poczucie bezpieczeństwa, majątkowego i fizycznego. Taki co
to tubalnym śmiechem napawa radością gołębie serce swej
małżonki, gdy beztrosko, gołą dłonią rąbie drwa na opał.
Niechybnie by ogrzać swą ukochaną rodzinę ciepłem domowego
ogniska.
Oczywiście,
wiadomym jest, że w najskrytszych marzeniach niewieścich
(aktualnych najczęściej tylko do 'pierwszego razu', po którym to
wszelkie złudzenia walą się jak szklane wieże wszystkich
księżniczek) absolutnym numerem jeden pozostaje pan Książę na
białym rumaku, co życia nie widzi poza namiętnym spoufalaniem się
ze wszelkiego rodzaju kopciuchami. Gdy jednak opadną blichtr i
szpan, okazuje się, że chodzi o to samo. O poczucie bezpieczeństwa.
A pięknego księcia tylko to różni od szczerego kmiecia, że
pieniądze swoje ma od króla i sam raczej specjalnie chętny do
roboty nie jest. Dlatego niedoszłe księżniczki, gdy przejrzą na
oczy, albo, walą prosto do starego - prawdziwego źródła dostatku,
albo tracąc złudzenia wybierają tego zwyklejszego chłopa, na
którym przynajmniej można polegać.
Z
biegiem lat, okazuje się, że najważniejsze, to żeby pracował i
regularnie przynosił wypłatę do domu. Zanim przepije. No, a jak
już pije (chociaż może nie tak bardzo), to żeby przynajmniej nie
bił (przecież mógłby mocniej). No, a jak już bije, to żeby nie
zdradzał (za często).
Marny
wybór. Nierób albo pijak.
I
dlatego właśnie, najpierw pojedynczo i jakby nieśmiało, a później
już tłumnie i głośno, nasza tradycyjna kobieta się
sfeminizowała. Odrzuciła kajdany męskiego upodlenia, brudnych
pieluch i woni wiecznie gotujących się obiadków. Bo skoro nie
można polegać na mężczyźnie, trzeba polegać na sobie!
Jest
w tym żelazna logika ale i konsekwencja. Kobieta zdobywa
doświadczenie i ciężko pracuje, bo przecież proces ten trwa
nieustannie. Staje się samowystarczalna. W zasadzie, mężczyzna
potrzebny jest już tylko do jednego, wiadomo czego, a i to nie
zawsze. Po cóż więc nam oni? Pyta dumna femina.
No
i mężczyzna znalazł się w kropce. Cóż miał począć? I to
nawet nie chodzi o tych, którzy już zostali tymi pijakami,
książętami i może maminsynkami. O nie. Oni swoją drogę wybrali
i znaleźli miejsce na rynku matrymonialnym. Co mają począć ci,
którzy jeszcze siebie szukają? Dorastający, a może zwyczajnie
poszukujący.
Część,
w niewyobrażalnym zagubieniu wyniesionym z promującej nijakość
szkoły, utraciła swoją tożsamość. Część stała się
metroseksualna, zniewieściała nawet. Skoro to kobiety stały się
silne i odpowiedzialne - to przecież takie wzorce należy
naśladować, wręcz się ukobiecać! A może to tylko wybieg,
ucieczka od tych zdecydowanych i brutalnych feministek? Jak w
„Seksmisji” Machulskiego, mężczyzna tylko wtapiając się
w tłum i upodabniając do kobiety, wkładając spódnicę i malując
oko może przeżyć, znaleźć swą małą, bezpieczną przystań.
Ale
natura nie znosi próżni, powoli wypełniając wszelkie zagłębienia
niczym rzadki kisiel wlany w dudy (czy coś innego, workowatego z
odgałęzieniami? A nieważne!).
I
tak wśród narzekań na zanik męskości, cichego łkania
zalęknionych chłopców i huku uderzeń młotów wykuwających nową
kobietę, coś się zaczęło dziać. Ktoś tam mówił coś o
retroseksualizmie. Że niby to taki facet co to śmieci wyniesie i
frytki usmaży. Nie lubi różowego i rzadziej się goli. Ja to widzę
inaczej. Trzeba iść jeszcze dalej. Uważam, że powstał Mężczyzna
Oświecony. Zjawił się
cicho i niespodzianie. Przemierzając społeczeństwo niczym
pielgrzym niosący dobrą nowinę. Jak mesjasz, który naucza i
niesie
pocieszenie
upadłym braciom. Sama jego obecność onieśmiela i dodaje sił
uciśnionym współpłciowcom, a w kobietach roznieca ogień
atawistycznego pożądania jakiego dawno nie czuły. Nowy mężczyzna
jest silny już zupełnie inaczej, niż chłop rąbiący drwa i
majętny inaczej, niż książę z trzosem wypchanym tatusinym
złotem. Poszukuje też czego
innego,
bo sięga wzrokiem dalej niż jego antenaci.
Przede
wszystkim jest zupełnie samowystarczalny. Świetnie gotuje (bywa, że
lepiej niż partnerka), z wprawą pierze i prasuje (nawet z czarnym
osobno), sprząta po sobie (a jak mu się chce, to opuści deskę),
zmywa naczynia (wcale nie chodzi o przycisk 'on' na zmywarce).
Potrafi coś w domu naprawić, ale i zacerować koszulę, a później
upiec ciasto. Dobrze się ubiera i ładnie pachnie. Nie jest sadystą
i nie pije na umór. Szanuje kobiety, zupełnie nie różnicując
płci. Ma silne przekonania i nie boi się ich wyrażać. Pracuje,
rozwija się twórczo. Zarabia i inwestuje w to co kocha, a często
ma wiele pasji. Jest oczytany. Ma szerokie spojrzenie na świat i z
radością uczy się czegoś nowego. Podróżuje. Uprawia sport.
Kobiety pociągają go wielce i generalnie, bardzo chciałby stworzyć
rodzinę, bo z dziećmi też sobie radzi (i na konsoli będzie z kim
pograć), ale...
No
właśnie. Blady strach padł na kobiety wszystkich stanów. No bo
jak to tak? Nie potrzebuje kury domowej bo sam się nakarmi. Podobnie
sprzątaczki. Matki dzieciom? Świetnie sam potrafiłby pełnić tę
funkcję (no może poza karmieniem piersią). To może słodką
lalkę? Kochanek może mieć na pęczki – zresztą często miewa.
Tyle, że on chciałby też móc porozmawiać o kulturze, sztuce,
polityce, a nie tylko dmuchać i dmuchać. No to może majętną
panią, która go utrzyma? Ach, ale przecież sam zarabia na
wszystko, a w dodatku praca dostarcza mu satysfakcji. Po prostu nie
ma mocnych. Och, my biedne, czym tu teraz imponować? Jak zwrócić
uwagę? Jak go sobą zainteresować?
A
tam! Zakrzykną z politowaniem feministki. Przecież to my same, już
dawno, właśnie tak, więc o co tyle hałasu? Wielkie mi mecyje. Po
czym odwrócą się na piętach, z zadartymi noskami kłującymi w
niebo, powrócą do dalszego wyzwalania kobiecego świata z męskich
okowów.
I
tak właśnie skomląc, a nie z hukiem, wolniutko wali się stary
porządek. Parafrazując klasyka. Kruszą go wyzwolone kobiety i
opuszczają go oświeceni mężczyźni.
Pozostaje
mieć nadzieję, że Nowy Mężczyzna i Nowa Kobieta, stojący do
siebie plecami, w końcu odwrócą się. A spojrzawszy sobie w oczy,
dostrzegą tą jedną rzecz, której naprawdę sami nie są w stanie
stworzyć, a za którą tęsknią po nocach.
Partnerstwa.
Nie związku niewolnicy z panem, nie utrzymanki ze sponsorem, nie
maminsynka z matroną i nie tysiąca innych zależności opartych na
tym, że ktoś jest panem, a ktoś musi być sługą, ale partnerstwa
absolutnego.
Dopiero
teraz, po raz pierwszy w dziejach na tak szeroką skalę - kobieta
może stać się jednością z mężczyzną. Całkowicie.
No
chyba, żeby jednak nie. Bo on za niski, a ona ma krzywe nogi. To
przecież tylko możliwość dotknięcia absolutu, a nie obietnica z
gwarancją powodzenia. Mimo wszystko, może warto spróbować?
|
source: www.freedigitalphotos.net |