Przypadające na dziś muzułmańskie święto kończące święty miesiąc ramadanu (25 maja - 27 czerwca) jest okresem dla wyznawców tej religii radosnym (bo w końcu można się najeść i skorzystać z innych uciech życia), dziękczynnym (bo post oczyścił wyznawców z wszelkich grzechów, a jego przetrwanie jest powodem do satysfakcji) i ogólnie nieco zbliżonym swoją melodią do niektórych świąt katolickich (bo wskazane jest, aby co zamożniejsi muzułmanie w tym ostatnim dniu wspomagali ubogich - czyli forma prezentu oraz stronili od przemocy, ma panować pokój).
Jest jednak jeszcze jeden
powód, dla którego w tym roku Eid przyjęty zostanie z ulgą. Dzień
ten oznacza również koniec kampanii terroru dżihadystów,
polegającej na zintensyfikowaniu zamachów przez bojowników Daesh.
Śmierć męczenników w ramadanie ma być według doktryny IS
wyjątkowo chwalebna. Podobnie było przed rokiem, gdy po pierwszych
znaczących porażkach (utracenie zachodniego Iraku) Kalifat
postanowił ponownie zasiać strach w sercach swoich wrogów. Bo
chociaż sami największą uwagę przykładamy do bliższych nam
zamachów w Europie (np. lotnisko Ataturka) lub USA (np. klub w
Orlando), to jednak trzeba pamiętać, że najliczniejsze i
najbardziej krwawe ataki obywają się w państwach muzułmańskich.
W tym roku nasze oczy zwracały się głównie w kierunku Wielkiej
Brytanii (koncert w Manchesterze, dwa ataki samochodowe w Londynie),
Paryża (katedra Notre Dame, Champs Elysees) czy Brukseli (nieudany
atak na dworcu centralnym). A przecież w tym samym czasie setki osób
ginęło w zamachach w Iraku, Syrii, Afganistanie, Pakistanie,
Somalii, Nigerii oraz (co stanowi spore novum) Iranie i
Filipinach. Łącznie to ponad 1000 zabitych i kilka tysięcy rannych
(będzie więcej, ponieważ w chwili pisania niniejszego artykułu
Eid jeszcze trwa, a razem z nim kolejne ataki).
Warto o tym pamiętać,
bo jeśli analizujemy sytuację geopolityczną, koniecznie musimy
brać pod uwagę rozwój nastrojów społecznych. Niejako
przyzwyczajone w ostatnim czasie do wojen i terroru, żyjące w
autokracjach (w najlepszym razie) narody muzułmańskie okazują
większą cierpliwość wobec swoich władz (albo i tak nie mają na
nie wpływu), ale nie stronią od aktów odwetu na wrogich sobie
ugrupowaniach (przykład milicji w Iraku). W pewnym stopniu możemy
więc pokusić się o prognozę rozwoju wypadków w Europie.
Tutaj sytuacja jest nieco
inna, bo żyjemy w społeczeństwach demokratycznych, otwartych i
zlaicyzowanych. A jednak terror dwukrotnie zmienił już bieg
historii Wielkiej Brytanii. Za pierwszym razem poprzez referendum nt.
Brexitu, a ostatnio w lekkomyślnie przegranych (formalnie wygranych)
przez premier May wyborach parlamentarnych (pamiętajmy, że to była
szefowa MSW, a błędy służb w przeciwdziałaniu zamachom były
zatrważające). Miały też swój wydźwięk w elekcji prezydenckiej
i parlamentarnej we Francji i stały się przedmiotem ostrego sporu
m. in. Polski z UE w sprawie relokacji imigrantów. A przed nami
nadal otwarty kalendarz wyborczy. Zresztą, jeśli można
czegokolwiek oczekiwać to tylko pogorszenia sytuacji. Zaczyna się
lato, a wraz z nim nowa fala imigracyjna o skali wielokrotnie
przekraczającej to co działo się w 2015 roku (wokół Morza
Śródziemnego zgromadziło się obecnie ponad 6 mln uciekinierów
wojennych i migrantów ekonomicznych z zamiarem dostania się do
Europy, w 2015 roku przybyło "ledwie" 2 mln). I właśnie
tutaj chciałbym nawiązać do kolejnego, ale ważnego i ignorowanego
na razie aspektu zagrożeń dla Europy (Globalna Gra - rozdział IV)
- radykalizacji społeczeństw a w jej wyniku m. in. aktów odwetu.
W Niemczech co roku
dochodzi do kilkuset podpaleń ośrodków dla uchodźców oraz wielu
napaści na tle rasowym, etnicznym lub religijnym (co nie jest
eksponowane medialnie, chociaż dane regularnie publikują
odpowiednie służby), ale chrześcijański odwetowy atak
terrorystyczny, jaki został ostatnio przeprowadzony w Wielkiej
Brytanii, jest czymś nowym i niebezpiecznym. To oczywiście logiczne
następstwo wydarzeń i dowód na błędną politykę władz (brak
odpowiedniego reagowania na obawy społeczne). Do takich zdarzeń z
pewnością będzie jeszcze dochodzić i jest to całkowicie po myśli
Kalifatu (edit: w chwili pisania tych słów doszły mnie wieści o
kolejnym samochodzie dostawczym, który wjechał w tłum zgromadzony
przed angielskim meczetem). Wojna religijna to właśnie woda na ich
młyn.
Tymczasem elity
polityczne Europy reagują na dwa sposoby. Pierwszy to ignorowanie
związku między poczuciem zagrożenia społecznego, niekontrolowaną
falą imigracyjną a terroryzmem, w czym w mniejszym lub większym
stopniu brylują Wielka Brytania, Francja, Belgia i Niemcy,
podtrzymując swoją nieadekwatną do aktualnych zagrożeń politykę.
A drugi to całkowite zamknięcie (syndrom oblężonej twierdzy), w
czym z kolei od dawna przodują Węgrzy, a ostatnio także Polska,
Austria i Czechy. Jak pokazują wydarzenia, żadne z tych podejść
nie powstrzymuje pojedynczych aktów terroru czy odwetu, natomiast na
pewno decyduje o skali tych zagrożeń oraz burzy stabilność
społeczną i polityczną państw. Oczywiście, ogromny wpływ na
zjawisko radykalizacji ma struktura społeczna, a ta siłą rzeczy
jest dużo bardziej zróżnicowana (multikulturowa) w krajach
zachodu. To dlatego, choć Wielka Brytania nie była w strefie
Schengen, to nie obroniła się przed aktami terroru. Istnieje baza
dla terroryzmu islamskiego, tak społeczna, jak i cała
infrastruktura dostarczająca środki i motywację do walki (a także
konkretne rozkazy), toteż napływ imigracji ma w tym przypadku
znaczenie drugorzędne (tj. jedynie utrudnia wyłapanie powracających
obywateli-terrorystów do kraju). Inaczej sprawa ma się jednak w
pozostałych krajach Europy. Rozwiązywanie problemów nie może
polegać na ich ignorowaniu i zakłamywaniu rzeczywistości. Grupy
ludności obcej kulturowo wobec większości europejskiej (procentowo
nadal dominująca jest ludność autochtoniczna) nie żyją przecież
w próżni i właśnie ta obecność w połączeniu z poczuciem
zagrożenia życia wynikającym z terroru oraz zachwiania porządku
publicznego (przemieszczające się bez kontroli masy ludności)
kreuje postawy radykalne (nacjonalistyczne, ale nie tylko). Jasnym
jest, że wśród dwóch milionów imigrantów tylko niewielki
procent (od kilku do kilkunastu tysięcy) stanowili bojownicy Daesh i
innych organizacji, tyle że w wyniku odstąpienia od unijnych
procedur na życzenie kanclerz Merkel nie ma już możliwości
złapania lub zweryfikowania tych osób (co pokazały zamachy w
Paryżu i Brukseli) i jest to tajemnicą poliszynela. Rządy, władze,
media, ignorujące powyższy związek przyczynowo-skutkowy dodatkowo
zaogniają i tak już napiętą sytuację. Frustracja obywateli nie
znajduje bowiem ujścia, nie zostaje rozładowana, a tłumiona w
końcu wybucha.
Wybicie okna w kebab
barze czy pobicie kogoś ze względu na kolor skóry to incydenty
aktualnie powszechne w całej Europie (i nie, Polska nie jest w
czołówce) i podobnie karalne. Zdarzenia z Wielkiej Brytanii
pokazują jednak, że może być dużo, dużo gorzej. Nie wspominając
już nawet o możliwości (w pewnej perspektywie) dojścia do władzy
grup absolutnie radykalnych i np. powstania obozów filtracyjnych,
segregacji religijnej itp. Bierzmy też pod uwagę, że w większości
zupełnie pokojowa i koegzystująca diaspora muzułmańska, jeśli
będzie odpowiednio długo i brutalnie prześladowana, może w pewnym
momencie naprawdę się zradykalizować tak jak chce tego ISIS.
Głupoty? Może. Ale
wiele wskazuje na to, że władze choćby Wielkiej Brytanii mają już
świadomość jak daleko sprawy zaszły. Na koniec proponuję
niewielką gimnastykę intelektualną. To są tylko moje czyste
spekulacje, ale czy nie zastanawia Państwa ewakuowanie 800 mieszkań
w londyńskim Camden w piątkowy wieczór? Bez zapowiedzi, bez
przygotowania. W największym pośpiechu. Mieszkańcy w szoku,
wystraszeni, na walizkach, w szlafrokach i klapkach, przewożeni do
hoteli. Powodem ma być to, że po tragicznym pożarze Grenfell Tower
zarządzono kontrolę podobnych budynków komunalnych. W jej wyniku
stwierdzono zastosowanie zbliżonych jakościowo materiałów
wykończeniowych zewnętrznej elewacji, a wobec tego zagrożenie
pożarowe. Tak poinformowany lokalny samorząd zdecydował się
natychmiast ewakuować pięć najbardziej zagrożonych budynków.
Tylko że, jak mówią mieszkańcy, remont elewacji dokonany został
przed dziesięcioma laty, a system przeciwpożarowy utrzymywany był
w sprawności (w przeciwieństwie do Grenfell, w której po prostu
nie działał) toteż taki pośpiech ich bardzo zdziwił. A ja
samorządowców rozumiem. To są budynki zamieszkane w dużej części
przez muzułmanów (ale nie tylko, bo są i Polacy, hindusi i inni),
a o łatwopalności elewacji wiedzą już wszyscy. Chodzi więc tak
naprawdę o strach przed aktami odwetu polegającymi na podpaleniu
elewacji. Zbrodni niewyobrażalnej, równającej się
najokrutniejszym dokonaniom ISIS. Implikacje takiego czynu byłyby
kolosalne i momentalnie rozpętałyby prawdziwą wojnę religijną.
Dlatego, mimo że przedstawiony wyżej wywód logiczny wydaje się
prawdopodobny, władze nigdy nie przyznają się do swoich
prawdziwych motywów.
Terroryzm, radykalizm i
rozbicie to trzy największe zagrożenia dla istnienia Unii
Europejskiej. Jej przetrwanie jest naszą gwarancją bezpieczeństwa,
ale w świetle obecnej polityki i wydarzeń, może okazać się
niepewne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz