Nie tak dawno pisałem o wizycie Donalda Trumpa na Bliskim Wschodzie i skutkach jakie wywołała a już mamy kolejne jej efekty. Wydawało się jasne, że mianowana na głównego sojusznika USA w regionie Arabia Saudyjska wkrótce rzuci wyzwanie Iranowi. Nie spodziewałem się jednak, że nastąpi to w zaledwie kilka dni później.
A chodzi o Katar.
Niewielkie państwo położone nad Zatoką Perską, rządzone przez
ambitnego i charyzmatycznego szejka Tamima Al Thaniego. W pierwszy
czerwcowy poniedziałek, media zalały doniesienia informujące, że
Arabia Saudyjska w trybie natychmiastowym zrywa z tym krajem wszelkie
relacje dyplomatyczne. Powodem miały być polityka Kataru,
wspieranie terroryzmu i przychylność wobec Iranu. Kroplą, która
przelała czarę goryczy było opublikowanie proirańskich komentarzy
szejka Kataru przez serwisy telewizji Al-Jazeera. W ślad za Saudami
podążyli ich lokalni sojusznicy: Zjednoczone Emiraty Arabskie,
Bahrajn i Egipt, oraz kilka innych państw związanych z Saudami. W
ślad za wydaleniem dyplomatów w trybie natychmiastowym wprowadzono
blokadę graniczną: lądową, morską i powietrzną Kataru,
wstrzymano wysyłkę i odbiór poczty, zablokowano nadawanie sygnału
telewizji Al-Jazeera, wydalono obywateli katarskich, a także
jednostronnie zakończono udział katarskiej misji wojskowej w wojnie
w Jemenie (po stronie saudyjskiej koalicji). Katar jest niewielkim
państwem położonym na wychodzącym w wody Zatoki Perskiej
półwyspie. Jedyną granicą lądową jest ta z Arabią Saudyjską,
a morską zamykają wspólnie Bahrajn i Zjednoczone Emiraty Arabskie,
pozostawiając jedynie otwartą drogę na Iran od północy.
Dodatkowym utrudnieniem jest pełnienie nadzoru informacyjnego lotów
(tzw. FIR - Flight Information Region) wokół znacznej części
zachodniego i północnego Kataru przez Bahrajn. Oznacza to tyle, że
loty Qatar Airlines nie mają (upraszczając sprawę) parasola
informacyjnego, wobec czego z uwagi na międzynarodowe przepisy
bezpieczeństwa nie mogą korzystać z tej przestrzeni pomimo, że
jest ona częścią przestrzeni lotniczej Kataru. Miejscowym liniom
lotniczym pozostaje więc tylko lot przez terytorium Iranu co
praktycznie eliminuje możliwość obrania destynacji w kierunkach
zachodnich. To spory cios dla tego przewoźnika. Dodatkowo, wszelkie
pozostałe loty (tj innych przewoźników) miały być uzgadniane z
24 godzinnym wyprzedzeniem.
W kolejnym ruchu,
saudyjska dyplomacja jeszcze podbiła stawkę ogłaszając
dziesięciopunktowe ultimatum, którego całkowite spełnienie miało
być warunkiem zniesienia blokady. Treści żądań nie ujawniono,
poza wzmiankami, że chodzi m.in. o zerwanie kontaktów z Iranem i
zaprzestanie finansowania Bractwa Muzułmańskiego, zamknięcie
telewizji Al-Jazeera i wydalenie azylantów z Hamasu. O ile
realizację drugiego punktu można jeszcze sobie wyobrazić
(przynajmniej teoretycznie) o tyle pozostałe stanowią o
podmiotowości tego państwa w świecie arabskim. Katar i Iran
wspólnie eksploatują bogate złoża ropy położone na wodach
terytorialnych obu państw. Zresztą Doha (stolica kraju) odrzuciła
oskarżenia i jak donosiły media, wyciągnęła z magazynów czołgi
wysyłając armię na saudyjską granicę. Swoją pomoc logistyczną
(np: żywność) dla Kataru zadeklarował Iran, Rosja a także
Turcja. Parlament tej ostatnie w trybie błyskawicznym przyjął
ustawę pozwalającą na wysłanie do Kataru między 3000 a 5000
żołnierzy w ramach wsparcia. Żołnierzy, którzy w razie
saudyjskiej inwazji mają zapewne stawić zbrojny opór. Neutralność
w całej aferze próbują zachować Oman i Kuwejt, który stara się
szukać porozumienia między zwaśnionymi stronami ustawiając się w
roli mediatora. Tylko, że saudyjska koalicja nie jest zainteresowana
pokojowym rozwiązaniem. Eksperci całkiem serio mówią o realnym
zagrożeniu wojną. Na terenie Kataru swoją bazę ma lotnictwo USA i
Wielkiej Brytanii. Operujące z niej samoloty działają zarówno w
Afganistanie jak i Iraku. Każdy konflikt w pobliżu drastycznie
ograniczy jej funkcjonalność. Być może z tego powodu USA starają
się zachować w całej aferze możliwie neutralnie. Chociaż jak
zawsze chodzi też o biznes. Katar w kilka dni po wprowadzeniu
blokady podpisał kontrakt z USA na dostawę myśliwców F-15 za
kwotę 12 mld dolarów. Podobne kontrakty podpisał zresztą
wcześniej z wieloma innymi krajami Europy. W ciągu ledwie kilku lat
katarska armia ma się stać jedną z najnowocześniejszych w
regionie.
Czy sięgająca po
regionalne przywództwo Arabia Saudyjska, postanowiła podporządkować
sobie rywala póki jest relatywnie słaby militarnie? To pewnie jeden
z czynników.
Żeby była jasność.
Tak Arabia Saudyjska jak i Katar finansują terroryzm. Jest głównym
sponsorem wielu salafickich organizacji, w tym Bractwa Muzułmańskiego
(obalonego przez armię w Egipcie), czy Tahrir al-Sham (syryjska
Al'Kaida). Wspiera jeden z rządów w Libii (ten zachodni), ma
świetne relacje z afgańskim Talibanem. A telewizja Al-Jazeera jest
oczywiście tubą propagandową wykorzystywaną do szerzenia
katarskiego punktu widzenia w świecie arabskim. Ale mimo tego całego
soczyście sunnickiego 'podłoża', świetnie dogaduje się z
szyickim Iranem czy USA. Wykształcony na zachodzie szejk Tamim
al-Thani "chwyta wiele srok za ogon" prowadząc bardzo
wszechstronną politykę obliczoną na wzrost znaczenia tego
maleńkiego państwa tak w regionie jak i na świecie poprzez
rozbudowę formalnych i nieformalnych powiązań międzynarodowych.
Jest przecież właścicielem topowej francuskiej drużyny
piłkarskiej Paris Saint-Germain F.C., co z kolei przełożyło się
(przez koneksje i łapówki) na to, że ten pozbawiony sportowej
infrastruktury pustynny kraj, wygrał organizację mistrzostw świata
w piłce nożnej w 2022 roku. Eksportuje ropę i gaz ze swoich złóż,
których odbiorcą jest wiele państw, w tym także Polska. Wiązał
się militarnie z Saudami, biorąc czynny udział np: w pierwszej
wojnie w Zatoce Perskiej, czy do niedawna w wojnie domowej w Jemenie.
Tym sposobem kraj o teoretycznie niewielkim potencjale stał się
jednym z głównych rozgrywających w regionie. Dużo powyżej swoich
faktycznych możliwości (wystarczy powiedzieć, że na 2.5 mln
mieszkańców tylko ok. 17% stanowią rodowici Katarczycy - pozostali
to ekspaci i pracownicy fizyczni) i to właśnie przeszkadza wielkiej
(33 mln mieszkańców) Arabii Saudyjskiej.
Arabia Saudyjska czuje
się kolebką świata muzułmańskiego (wiadomo - Mekka, Medyna) i
jako taka jest w swoim mniemaniu predestynowana do bycia jedynym jego
przedstawicielem w światowym porządku. W ujęciu historycznym i
religijnym, jej emploi wywodzi się z czasów Emiratu Dirijji oraz
początków wahhabizmu. Jak zgrabnie opisał dr Wojciech Szewko w
swoim artykule "Blokada Kataru czyli wojna o Al-Jazeerę"
(BiznesAlert.pl), Saudowie prezentują islam zinstytucjonalizowany,
tymczasem Bractwo Muzułmańskie (czyli pośrednio Katar) to islam
wywrotowy i antysystemowy (a także w pewnych aspektach mniej
radykalny). To kolejny czynnik, leżący u podstaw obecnego konfliktu
między tymi państwami. Saudowie świetnie zdają sobie sprawę, że
dużo groźniejsza od bieżącej dyplomacji Kataru czy nawet
finansowania zbrojnych grup, jest szerzona przezeń ideologia mogąca
doprowadzić do głębokich przemian społecznych.
Idzie więc nie tylko o
dominację polityczną, ale także o rząd dusz w całym świecie
arabskim. Tak jak pisałem w "Globalnej Grze" - o budowę
(w pewnej perspektywie) Kalifatu, tudzież Emiratu. A chrapkę na to
ma nie tylko Arabia, ale też Turcja. Stąd ta pozornie dziwna
koalicja turecko-katarska.
Mija właśnie ostatni
dzień dany obywatelom Kataru na opuszczenie terytorium państw
"blokujących". Walki między wspieranymi przez obie strony
syryjskimi grupami zbrojnymi rozgorzały z nową siłą. Iran,
otrzymał bolesny cios w postaci ataku terrorystycznego na parlament
(sprawcą Daesh), na co odpowiedział pierwszym w historii bojowym
użyciem rakiety średniego zasięgu Shahab3 (przeleciał prawie 1
tyś. km) rażąc siły Kalifatu pod Dajr-az-Zaur. Liczne ataki
terrorystyczne nastąpiły też w Egipcie i Iraku. W odpowiedzi na
tureckie ataki oraz misję wojskową do Kataru, syryjscy Kurdowie
(SDF) wystąpili z propozycją współpracy z Arabią Saudyjską. Z
kolei ich iraccy kuzyni ogłosili referendum na temat niepodległości,
czemu sprzeciwił się rząd w Bagdadzie. Rosja wraz z rządowymi
siłami syryjskimi, odcięła Amerykanom i ich rebelianckim
sojusznikom drogę z Iraku do środkowej Syrii, komplikując plany odbicia Rakki i pozostania w syryjskiej grze. W odpowiedzi, kilka dnia później Amerykanie strącili
syryjski samolot. Wydarzenia zaczynają toczyć się coraz szybciej.
Wydaje się, że Katar
powinien się ukorzyć, a zakulisowe działania dyplomacji zmiękczą
też stanowisko Saudów. Tylko czy zaangażowanym stronom naprawdę
na tym zależy? A może chodzi o teatr, który miałby podnieść cenę ropy?
Być może znajdujemy się
na chwilę przed rozpoczęciem nowej fazy bliskowschodniego
konfliktu, w której ostatecznie zawali się dotychczasowy porządek
rzeczy. A co powstanie w tych odległych piaskach pustyni gdy opadnie
bitewny kurz, nie sposób dziś odgadnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz