Nie wiem, może po prostu niepamiętam co takiego zwróciło moją uwagę w pierwszych Achajach ale miałem wrażenie, że tamte książki nawet mi się podobały (chociaż bez fajerwerków). Może chodziło tylko o bezwstydne opisywanie fantazji seksualnych autora (takie tam porno), a może o w gruncie rzeczy dość interesująco poprowadzony wątek przygodowo-polityczny? W każdym razie, w "pomniku" jedynym rozpasaniem, jest niepowystrzymana przez żadnego korektora długość nic nie wnoszących dialogów. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że skondensowanie treści wydaje się ponad miarę rozciągnięte przez kolejne strony powieści, a zamiast czteroksiągu wystarczyłaby jedna acz gruba kniga.
Ale do rzeczy. Pan Ziemiański przypomniał mi tym samym o jednej ważnej zasadzie, której nauczyłem się dawno temu - więcej treści, a mniej formy. Forma ma oczywiście znaczenie, ale jakoś nie dałem się uwieść "Ulissesowi" Joyce'a. Ot, co działa w krótkiej strukturze, czy nawet wierszu, a nie działa moim zdaniem w powieściach.
Jednym z najlepszych narzędzi do nauki umiejętności zwięzłego pisania jest krótka forma literacka, zwana z angielska drabblem. Taki tam, fandomowski wymysł lat osiemdziesiątych. Chodzi po prostu o to, aby całe opowiadanie zmieścić w 100 słowach. Genialne ćwiczenie! Zresztą, poziom trudności można dozować. Dla prawdziwych łamaczy piór wyzwaniem będzie dopiero dribble (50 słów), z kolei mniej wprawni mogą wybrać komfortową formę droubble'a (200 słów). Uwaga, nie liczymy znaków interpunkcyjnych i tytułu.
A co powinno mieć w sobie takie opowiadanie? Jak najwięcej, może kilku bohaterów, wesołość, może nieco refleksji albo smutku. Powinno nieść ze sobą jakąś wartość, która zostanie z czytelnikiem chociaż na chwilę. Bo jak inaczej dotrzeć do odbiorcy?
Poniżej przykład (i jest to światowa premierad rabla, którego napisałem parę lat temu w ramach ćwiczeń):
„Popiół i sól”
Kontuar uginał się od wypełnionych
trunkami naczyń. Płonęły kolorowo.
- Za Persję. - rzucił Ahura-Mazda
wychylając puchar bez dmuchania.
- Za Ranów! - krzyknęły
jednocześnie cztery głowy Świętowita, wypijając cztery kufle
bimbru, a żadna się nie skrzywiła.
- Helladę... - burknął znad
amfory ambrozji, pijący na kredyt Zeus.
- Mem..mezopopotamnię... -
wybełkotał Anu, drzemiąc na przypalającej mu brodę czarce.
- Za Tolteków. – westchnął
Quetzalcoatl zdmuchując płomień.
- Dość tego! - przerwał karczmarz
wskazując zabrudzoną podłogę – Zabierajcie krokodyla i pająka,
a później won.
- Jezusa byś nie wyrzucił
monoteisto... – odgryzła się nikomu nieznana, tęga baba.
Wstawał nowy świt.
Fantastyka nie jest tutaj żadnym wyznacznikiem. Może to być zarówno fikcja jak i każdy inny gatunek. Pisanie na temat, z sensem i z planem, dotyczyć powinno wszystkich rzucanych na papier czy e-dokument słów :)
Na zakończenie życzę wszystkim, mniejszej dozy grafomanii w codziennym życiu, a sobie, żeby jej nieświadomie nie dostarczać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz