wtorek, 30 sierpnia 2016

Kalendarium III RP: Część V - Plan Balcerowicza

fot. PAP/Jan Bogacz, Grzegorz Rogińsk
Najczęściej przedstawiany jest jako wielki polski sukces i wyznacznik sposobu transformacji ustrojowej dla pozostałych krajów wychodzących z komunizmu. Rzeczywistość nie jest jednak tak prosta w ocenie, jak chcieliby apologeci działań profesora Leszka Balcerowicza. Na początek, podkreślić należy, że wiele razy przechodzono z innego systemu politycznego do komunizmu, ale *nigdy* wcześniej nie zdarzyło się, by transformacja zachodziła w przeciwną stronę. Wobec tego nikt tak naprawdę nie miał pojęcia, jak to się może skończyć w praktyce i jakich narzędzi użyć. Jak działać skutecznie i z najmniejszą szkodą dla społeczeństwa? Tym bardziej, że sytuacja gospodarcza kraju była tragiczna i jakiekolwiek operacje na tym żywym organizmie mogły skończyć się ostatecznym zgonem pacjenta. Nie ma się więc co dziwić, że do objęcia teki ministra finansów długo nie było chętnych.


Pomoc przyszła zza granicy, a dokładnie z USA. W lecie 1989 roku panowie Jeffrey Sachs oraz David Lipton (dzisiejszy wice szef MFW) na posiedzeniu komisji senackiej, przedstawili program uzdrowienia polskiej gospodarki. Pan Sachs zdobył światowy rozgłos powstrzymując w 1985 roku galopującą hiperinflację w Boliwii (poprzez regulację cen benzyny). Ten sukces zachęcił ambasadę RP w Waszyngtonie do zgłoszenia się do niego o pomoc w opracowaniu planu transformacji. Młody ekonomista chętnie na tę propozycję przystał, stając się doradcą „Solidarności”, a później rządu. Przedstawiony plan postępowania składał się z kilkunastu punktów, a opierał na taktyce tzw. terapii szokowej. Czyli dokonaniu zmian możliwie najszybciej, tak by przykre dla społeczeństwa skutki reform (czego nie dało się uniknąć) trwały jak najkrócej, a „wyzerowana” w ten sposób gospodarka mogła zacząć zdrowieć. Sachs jednak nie rozstrzygał co do szczegółów, pozostawiając je w rękach krajowych decydentów, chociaż podzielił plan na kilka etapów.

W pierwszym, do natychmiastowej realizacji przewidziano m.in. ustanowienie sztywnego kursu wymiany złotego (przy jednoczesnej dewaluacji) do dolara amerykańskiego, uwolnienie obrotu dewizami, zniesienie kontroli cen, pozwoleń na eksport i import, zlikwidowanie nadmiernego opodatkowania płac, zniesienie dopłat z budżetu, także do kredytów (z wyjątkiem sektora mieszkaniowego), przy jednoczesnym renegocjowaniu warunków spłat zagranicznych kredytów, ich restrukturyzacja itp. Drugi etap przewidziany na od jednego do trzech miesięcy zakładał dalszą liberalizację gospodarki (inwestycje zagraniczne, znoszenie monopolu państwowego, stworzenie systemu prywatyzacji małych przedsiębiorstw w rodzaju restauracji czy sklepów), opanowanie polityki kredytowej (np. kredyty dla przedsiębiorstw tylko w celu wypłaty wynagrodzeń) i urealnienie podatków (należało stworzyć całkiem nową politykę podatkową skoro uwalniano rynek). W tym też czasie miano zaprosić do Polski zagraniczne instytucje, takie jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy. Kolejna faza rozpoczęła się w rok po zainicjowaniu zmian: na istniejących już podstawach nowego porządku, stworzenie prywatnej bankowości (oraz nadzoru nad nią), dalsze reformy podatkowe i rozruszanie zagranicznych inwestycji i kredytów (w tym powołanie spółek joint-venture oraz akcyjnych). Tak przygotowana gospodarka i prawo, miały być gotowe na otwarcie się na zachodnie rynki (trzeba było wynegocjować ze Wspólnotą Europejską stosowną umowę o dostęp do rynków zachodnioeuropejskich). To z kolei, miało uratować polskie przedsiębiorstwa od bankructwa (tanie polskie towary, choćby i niższej jakości, mogły mimo wszystko znaleźć odbiorców w Europie, a produkowaliśmy naprawdę szeroki asortyment). Końcowym etapem zmian, przewidzianym na lata następne, było stworzenie giełdy kapitałowej, rozszerzenie rynku pożyczek (np. o pożyczki krótkoterminowe), wprowadzenie programu prywatyzacji przedsiębiorstw (przy udziale pracowniczym), przy jednoczesnym zamykaniu tych zupełnie nierentownych i dzieleniu niewydolnych konglomeratów na mniejsze jednostki.
Tyle Amerykanie. Na tej podstawie, doktor nauk ekonomicznych Leszek Balcerowicz, od końca lat 70-tych XX wieku (kierował zespołem ekonomistów w rządzie Edwarda Gierka) zajmujący się analizą gospodarki socjalistycznej i problematyką wprowadzania do niej elementów kapitalistycznych, opracował szczegółowy plan nazywany dzisiaj planem Balcerowicza. Wydaje się więc, że był to właściwy człowiek na właściwym miejscu.


Już we wrześniu 1989 roku, jako nowy minister finansów, przedstawił swoje założenia, których podstawą było jedenaście ustaw do natychmiastowego wprowadzenia (faktycznie za pierwszym podejściem przegłosowano tylko dziesięć). Balcerowicz skupił się na zwalczeniu hiperinflacji (w tamtym czasie wynoszącej kosmiczne 639,6%), restrukturyzacji zadłużenia zagranicznego (stanowiącego aż 64,8% PKB) oraz likwidacji niedoborów rynkowych (puste półki w sklepach, ale i braki w przemyśle). W tym zakresie odniósł pełen sukces. Udało mu się też zliberalizować rynek i stworzyć prywatny sektor bankowy. Uprościł podatki, ale inaczej niż proponował Sachs. Początkowo, zamiast obniżyć obciążenia fiskalne, wręcz je podniósł (jedna stawka 40% podatku dochodowego i utrzymanie tzw. popiwku). Dopiero razem z wejściem w życie podatku PIT, tj. od 1993 roku wprowadzono stawki 20, 30 i 40% oraz kwotę wolną od podatku. Podobnie w polityce kredytowej, nie tylko zlikwidował preferencje, ale wprowadził prawo, które pozwoliło na zmianę oprocentowania wstecznie, w już zawartych umowach, co, przy hiperinflacji i zastosowaniu sztywnego przelicznika do dolara w wys. 9500 złotych (Sachs sugerował poziom 5500 złotych), z dnia na dzień zredukowało oszczędności wielu Polaków do minimum (spadek siły nabywczej przy jednoczesnym wzroście obciążeń kredytowych). Zmiana oprocentowania dotyczyła też kredytów mieszkaniowych, chociaż przynajmniej w teorii wymagała zgody kredytobiorcy. Faktycznie jednak, przepisy posiadały lukę, która kredyty udzielane pod inwestycje spółdzielczo-mieszkaniowe pozwalała oprocentować na poziomie zbliżonym do lichwiarskiego i uwaga, oprocentować odsetki od odsetek przy terminowych spłatach (umowy takie zawierano aż do 1992 roku, ale ich spłata w niektórych przypadkach ciągnie się do dziś, chociaż oryginalna należność spłacona została już w kilkukrotnej wysokości). Jednak najbardziej dotkliwe skutki społeczne miała przeprowadzona w latach 1990-1993 prywatyzacja.

Sama ustawa o prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, nie była zresztą częścią oryginalnego pakietu ustaw, chociaż siłą rzeczy była z nim ściśle powiązana. Towarzyszył jej też szereg zmian kodeksowych, wynikających z konieczności doprecyzowania pojęcia tzw. własności państwowej. Stworzono podstawy do komercjalizacji przedsiębiorstw państwowych (w tym przekształcania w jednoosobowe spółki Skarbu Państwa w ramach prywatyzacji pośredniej), a w związku z tym także ich likwidacji. Zabezpieczeniem interesu stron było przyjęcie zasady, że prywatyzacja musi się odbywać poprzez proces negocjacji między dyrekcją, pracownikami, a państwem (czyli właścicielem). Tyle w założeniach. W praktyce przedsiębiorstwa sprzedawano za 4-5% ich wartości odtworzeniowej. Pracowników zwalniano grupowo wypłacając odprawy (albo i nie, bo i tak się zdarzało), które miały gwarantować byt. Natomiast, nie zadbano o jakąkolwiek formę aktywizacji zawodowej, przekwalifikowania bądź przygotowania do życia w nowej rzeczywistości zwalnianych pracowników. Ba, w ogóle ludzie ci z dnia na dzień znaleźli się bez pracy i środków do życia. W krótkim czasie bezrobocie sięgnęło ponad 16%, a mapę kraju pokryły obszary trwałej biedy (np. tereny po PGR-ach). Pierwsi od czasów okupacji bezrobotni, nie mieli żadnych narzędzi, tak prawnych (pomoc państwa w tym zakresie nie istniała), jak i edukacyjnych (wykształcenie podstawowe lub zawodowe nagle okazało się niewystarczające do zapewnienia bytu sobie i rodzinie) by sobie w tej sytuacji poradzić. Wszystkie otrzymane pieniądze bardzo prędko się skończyły, a problem pozostał i ciągnął się przez następnych 20 lat. Jedyną korzyścią było pozbycie się deficytowych zakładów. Nikłe pocieszenie, zważywszy, że przez następne lata trzeba było łożyć na zapomogi i zasiłki, obserwując jednoczesną dezintegrację więzi społecznych i rodzinnych w następstwie dramatycznego zubożenia społeczeństwa. W 1993 roku ponad 40% obywateli żyło poniżej minimum socjalnego (ponad 15 mln osób!). Przy tym wszystkim jasne jest, że w komunistycznym systemie pracowniczym bezrobocie po prostu nie istniało (Balcerowicz musiał wprowadzić jego definicję do prawa). Wszyscy obywatele mieli (a nawet musieli mieć) zatrudnienie niezależnie od wymagań rynku pracy czy przedsiębiorstw, w których byli zatrudnieni. Skoro więc wprowadzono gospodarkę rynkową, logicznym jest, że tzw. „ukryte bezrobocie” (czyli właśnie wszyscy ci zatrudnieni „na siłę”) w bardzo krótkim czasie stanie się widoczne. Akurat ta zasada, dotyczyła wszystkich państw postkomunistycznych. Czy jednak kilkunastoprocentowe bezrobocie to tylko wynik urynkowienia rynku pracy?

Źródło: GUS / Bankier.pl


Dla porównania, w latach 1992-1995 stopa bezrobocia w Czechach wynosiła ok. 3%, na Słowacji 14%, a na Węgrzech ok. 11%. Wyższe bezrobocie niż w Polsce wystąpiło tylko w niektórych byłych republikach radzieckich (w związku z upadkiem ZSRR). Ta słabość strukturalna i brak całościowej koncepcji prywatyzacyjnej (nawet odpowiedzi na pytanie, co tak właściwie próbuje się osiągnąć poza chwilowym zasileniem budżetu) uwidoczniły się jeszcze wyraźniej w ciągu następnych dziesięciu lat, osiągając apogeum w 2002 roku, kiedy to bezrobocie sięgnęło zatrważających 20,3%. Jednym z istotnych (a w perspektywie historycznej - definiujących) powodów, dla których prywatyzacja poszła w tak niekorzystnym kierunku, była wszechobecna korupcja i słabość wymiaru sprawiedliwości, dziedzictwo PRL ale też i grzech nowej administracji. Więcej na ten temat pisałem w artykule "Słodko-gorzka III RP".

Bezrobocie w Polsce na tle innych państw postkomunistycznych, lata 1991-1995 (dane w %).


Reasumując, reformy zaczęły się jeszcze w PRL (ustawa Wilczka), ale zmianę systemową przeprowadził dopiero dr Leszek Balcerowicz (dzisiaj cieszący się tytułem profesora nadzwyczajnego) osiągając pełen sukces z punktu widzenia ekonomii, ale całkowitą porażkę w wymiarze społecznym. Jakoś tak w połowie plasuje się aspekt gospodarczy, bo o ile polska mała przedsiębiorczość eksplodowała z wielką siłą (milion nowych firm otwartych w 1990 roku), o tyle przemysł bardzo mocno ucierpiał, a rynek zalany został towarami importowanymi, często sprzedawanymi w cenach dumpingowych, z którymi nasze firmy nie miały jak konkurować. Ostatecznie, tzw. plan Balcerowicza, z jednej strony uratował polską gospodarkę (w tym kontekście, całe państwo) od upadku, z drugiej bezrefleksyjnie poświęcił dobrobyt milionów obywateli. Ofiara ta, miała chwilę później doprowadzić do rzeczy zupełnie niebywałej - powrotu komunistów do władzy. O czym w następnym odcinku.


**  Wszystkie odcinki w jednym zbiorczym artykule dostępne są tutaj.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz